logo
Strefa architekta - logowanie
EN
ZAWóD:ARCHITEKT
15.06.2023

Miasto bardziej wspólne

Przebudowę oddziału położniczo-porodowego w łódzkim Instytucie Centrum Zdrowia Matki Polki zaprojektowała pracownia m+design; fot. Mikołaj Dąbrowski
Przebudowę oddziału położniczo-porodowego w łódzkim Instytucie Centrum Zdrowia Matki Polki zaprojektowała pracownia m+design; fot. Mikołaj Dąbrowski

W przypadku dużych inwestycji rozpisuje się wiele konkursów, mniejsze – choć z równą mocą potrafią odmieniać życie użytkowników – szans na dostrzeżenie mają mniej. Dlatego w konkursie Zaprojektowane po ludzku szczególnie skupiliśmy się właśnie na nich.

Czy w ogóle wypada dziś mówić o wygodnym, dobrym do życia mieście? Czy w czasach, gdy najtłumniej odwiedzaną przestrzenią publiczną stają się stacje metra służące jako schrony, można debatować o kształcie parkowych ławek?

Wiosną zeszłego roku, gdy inaugurowaliśmy w „Wyborczej” akcję Zaprojektowane po ludzku, rozmawiało się głównie o miastach ukraińskich – studiowaliśmy topografię Kijowa, w relacjach na temat skutków bombardowań oglądaliśmy charkowski konstruktywizm. W polskim internecie trendowała fraza „gdzie znaleźć schron”. Migawki z Ukrainy przeplatały się z doniesieniami z granicy, do Polski napływały tysiące uchodźców. Im częściej na ulicy słyszałam obcy język, tym bardziej zdawałam sobie sprawę, że jakość okolicy, w której żyjemy, nie jest błahym problemem pierwszego świata. Dziś szczególnie potrzebujemy przestrzeni, która łączy – nie dzieli. I uświadamiamy sobie, że dobre relacje z innymi mieszkańcami miasta zapewnią poczucie bezpieczeństwa skuteczniej niż fortyfikacje.

Za nami druga edycja konkursu Zaprojektowane po ludzku. W pierwszej przyglądaliśmy się wnętrzom naszych mieszkań, przedmiotom codziennego użytku. Chcieliśmy odczarować słowo „design”, stereotypowo kojarzące się z wymyślnymi przedmiotami, których cena nie zawsze przystaje do walorów użytkowych. Pytaliśmy ekspertów, jak rozpoznać dobrze zaprojektowaną kuchenkę, drzwi, kartę do głosowania. I organizowaliśmy konkurs dla projektantów.

W tej edycji ZPL także miało dwa wymiary – cykl publikacji w „Wyborczej” i „Wysokich Obcasach” (w formie papierowej i w serwisach internetowych) oraz konkurs. Z góry założyliśmy uczestnictwo nie tylko architektów, ale wszystkich, którzy projektują obiekty i inicjatywy w miejskiej przestrzeni, w większej lub mniejszej skali. Hasło edycji brzmiało: „Miasto bardziej wspólne”.

Zielona Ulica (Daszyńskiego we Wrocławiu), zgłoszona przez pracownię Tecla Architektura i Urbanistyka, została nagrodzona w kategorii Inne; fot. Liliana Krzycka
Zielona Ulica (Daszyńskiego we Wrocławiu), zgłoszona przez pracownię Tecla Architektura i Urbanistyka, została nagrodzona w kategorii Inne; fot. Liliana Krzycka

GDZIE JEST SPINACZ?

Kapituła była doborowa. Za sprawą Joanny Erbel, której książka Wychylone w przyszłość ukazała się drukiem właśnie w czasie konkursu, towarzyszyła nam wizja protopii – przyszłości nie utopijnej, nie katastroficznej, ale dzięki drobnym zmianom choć odrobinę lepszej. Architektka Agnieszka Labus, prezeska fundacji LAB60+, i Marta Trakul z fundacji Na Miejscu uwrażliwiały nas na potrzeby słabszych mieszkańców miasta. Radosław Ratajczak z Shopa Design & Strategy opowiadał, jak powinien przebiegać proces projektowy, byśmy mogli uznać, że potrzeby użytkownika rzeczywiście zostały zbadane. Krzysztof Rogatka, urbanista i architekt krajobrazu, podkreślał znaczenie dostępu do zieleni, która we współczesnych miastach coraz częściej się gentryfikuje. Marta Skowrońska, socjolożka z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza, zwracała uwagę na potrzebę „odprojektowania”, tęsknotę za przestrzeniami niezdefiniowanymi, których zastosowanie wymyślają użytkownicy. Agata Twardoch pilnowała konsekwencji między różnymi obszarami. Przykładowo – trudno dziś mówić o dobrej przestrzeni miejskiej bez dobrej przestrzeni na wsi. Choćby dlatego, że życie na wsi (nawet jeśli pozostaje ona wsią tylko z nazwy) w dobie osiedli łanowych jest częścią doświadczenia życia miejskiego.

Katarzyna Kuniewicz z Otodom i Przemysław Chimczak-Bratkowski z ThinkCo namawiali nas, byśmy łaskawszym okiem spojrzeli na deweloperów – biznesowe podejście nie wyklucza bowiem dobrych pomysłów. Otodom był zresztą partnerem akcji, a raport o mieście dobrym do życia, przygotowany wspólnie z ThinkCo, kopalnią inspiracji do tekstów. Tomek Rygalik, projektant z talentem do metafor, stwierdził, że szukamy odpowiednika spinacza – przedmiotu szalenie przydatnego, którego nie da się zaprojektować lepiej. Czegoś takiego jak dawny trzepak – bezpretensjonalny w formie podwórkowy „mebel” o nieskończonej liczbie zastosowań. Czy się udało? Nawet jeśli nie znaleźliśmy oczywistego odpowiednika spinacza czy trzepaka, jury trzymało się zasady, by projekty – lub idee im towarzyszące – nadawały się do kopiowania, przenoszenia w inne miejsca i okoliczności.

Konkurs obejmował trzy podstawowe kategorie: Produkt/Obiekt, Miejsce/Przestrzeń oraz Inicjatywa/Działanie. W zgłoszeniach przewidzieliśmy też kategorię Inne, z myślą o tych uczestnikach, którzy nie będą wiedzieli, jak zakwalifikować swój projekt. Już na etapie ocen kapituła zdecydowała się tę – jakże praktyczną i pojemną – kategorię zachować. A na koniec, po pierwszej części dyskusji, dodatkowo przyznano wyróżnienia specjalne, bez których zdaniem jurorów lista Zaprojektowanych po ludzku przestrzeni i obiektów byłaby niepełna. W ten sposób liczba wyróżnionych wzrosła do szesnastu. A ponieważ konkurs miał służyć przede wszystkim popularyzowaniu dobrych praktyk, nie chcieliśmy jej na siłę skracać.

WAGA RZECZY DROBNYCH

Jury było dość zgodne, co nie znaczy, że wszyscy zgodzili się z jury. Jak w przypadku każdego konkursu, musieliśmy się mierzyć z pytaniami: „Dlaczego właśnie oni wygrali?”, „Dlaczego nie ktoś inny?”. Żeby oddać charakter dyskusji, przytoczę kilka przykładów.

Ktoś zapytał mnie o nagrodę za przebudowę oddziału położniczo-porodowego w łódzkim Instytucie Centrum Zdrowia Matki Polki. Jest tam estetycznie, przyjaźnie, wręcz hotelowo, co ma szczególne znaczenie w przypadku szpitala, do którego trafiają najbardziej potrzebujące pomocy kobiety z całego kraju. To prawda, że w Polsce mamy coraz więcej ładnych porodówek – co wyróżnia więc projekt m+design? Wcześniej ścianę przykrywała glazura w najbardziej ponurym odcieniu zieleni. Dziś wnętrza są jasne, na ścianach pojawiły się konwalie, maki, chabry. Ale kapitułę ujął przede wszystkim proces powstawania projektu – uwzględniający konsultacje z pacjentkami i personelem. Gdyby to grono jakimś cudem orzekło, że najprzyjemniej rodzi się i operuje w dotychczasowym otoczeniu barw ochronnych, projektantki musiałyby pójść za tą sugestią. A jury przyznałoby nagrodę – jestem tego pewna!

Albo spójrzmy na działanie Mikołaja Basińskiego, który zbiera śmieci w lasach. To cenna inicjatywa, ale istnieje wiele podobnych, które i tak nie doprowadzą do wyzbierania wszystkich porzuconych butelek i papierków. Pamiętajmy jednak, że Basiński nie tylko zbiera śmieci. On też dużo o nich wie i z wprawą zawodowego konferansjera mówi o konsekwencjach śmiecenia. Im więcej wiedzy w narodzie, tym większa nadzieja, że zbieraczom uda się kiedyś wyprzedzić śmiecących.

Usłyszałam też nieśmiały zarzut, że kapituła doceniła sporo rzeczy drobnych: pochylnię dla wózków i wiatę w ogrodzie społecznym, zbudowane siłami sąsiadów (z ważnym udziałem menthol architects) na wrocławskim Ołbinie, okrągłą ławkę-scenę Pawła Grobelnego na skwerze w Poznaniu, drewniany pawilon Kalejdoskop (też projektu menthol architects) będący plonem warsztatów. Ale po pierwsze – w czynie społecznym nie powstanie filharmonia, nie zbuduje się mostu z poremontowych resztek zebranych wśród przyjaciół (chociaż… nie byłabym tego taka pewna, wystarczy przypomnieć sobie, jak w PRL wznoszono kościoły). Po wtóre – honory dla drobnych inicjatyw nie oznaczają, że negujemy wielkie przedsięwzięcia. W przypadku tych drugich rozpisuje się jednak wiele konkursów, mniejsze – choć z równą mocą potrafią odmieniać życie użytkowników – szans na dostrzeżenie mają mniej.

Plac Pięciu Rogów w Warszawie to przestrzeń u zbiegu ulic Brackiej, Kruczej, Zgody, Szpitalnej i Chmielnej. Projekt autorstwa pracowni WXCA i Kacpra Ludwiczaka otrzymał indywidualne wyróżnienie kapituły konkursu; fot. Bartek Barczyk
Plac Pięciu Rogów w Warszawie to przestrzeń u zbiegu ulic Brackiej, Kruczej, Zgody, Szpitalnej i Chmielnej. Projekt autorstwa pracowni WXCA i Kacpra Ludwiczaka otrzymał indywidualne wyróżnienie kapituły konkursu; fot. Bartek Barczyk

PIERWSZE JASKÓŁKI

Jedną z większych inwestycji wyróżnionych w konkursie jest warszawski plac Pięciu Rogów. Oj, bałam się, że mocniej nam się oberwie za ten typ, bo przecież po otwarciu placu wylała się na niego lawina krytyki. Choć posadzono na nim 22 dorodne klony, został okrzyknięty kolejnym przykładem „betonozy”. I choć ruch kołowy miał zostać na nim ograniczony do minimum, od pierwszych dni kierowcy ignorowali zakaz. Na plac Pięciu Rogów można jednak spojrzeć w szerszym kontekście – jak na pierwszą jaskółkę. „Zmieniono przestrzeń bardzo trudną do zmiany, nieoczywistą. I powstało miejsce, które wyznacza pewien kierunek zmian w śródmieściu Warszawy. To jest pierwszy punkt w centrum miasta, który stał się przyjaźniejszy dla pieszych” – tymi słowami przekonywał Michała Wojtczuka ze stołecznej „Wyborczej” Przemysław Chimczak-Bratkowski. Pamiętamy asfalt, parking, przestrzeń, z której pragnęło się uciec. Dziś możemy swobodnie przejść ciągiem ulicy Chmielnej, wiedząc, że to my – piesi – jesteśmy tutaj u siebie. Czujemy niedosyt? Chcemy więcej trawników, krzewów? To dobrze. Wiemy, w którą stronę podążać.

Swoją drogą, dom wielopokoleniowy pracowni Major Architekci we wrocławskiej dzielnicy Nowe Żerniki – choć on akurat zbiera pozytywne recenzje i powszechnie akceptowane nagrody – też nie ma wyłącznie bezkrytycznych wielbicieli. „Duża dawka efektu, który dominuje nad funkcją” – kręcił nosem znajomy krytyk architektury. Cieszę się, że moja zawodowa rola pozwala mi pozostać w gronie entuzjastów i mogę zakrzyknąć: „Nareszcie efekt!”. Przez lata przywykliśmy, że budownictwo społeczne, bloki komunalne, zwłaszcza te z mieszkaniami socjalnymi, swoim wyglądem komunikują: „Nie patrzcie na nas, tylko cieszcie się, że w ogóle jesteśmy”. Na dom wielopokoleniowy patrzeć się chce. I nawet chciałoby się w nim zamieszkać, bo pomysłodawcy odchodzą od niechlubnej tradycji zamykania seniorów w osobnych budynkach, łączą pokolenia. Starość w otoczeniu młodości wydaje się nie najgorszą perspektywą.

I obyśmy do późnej starości zgodnie spierali się o przestrzeń publiczną – bo to znak, że nam na niej zależy. ■


Natalia Mazur
dziennikarka i redaktorka „Gazety Wyborczej”; pracę zaczynała w 2003 r. w redakcji poznańskiej, gdzie pisała m.in. o szkołach, kulturze, miejskiej przestrzeni i codziennych sprawach mieszkańców; w 2019 r. przeniosła się do Warszawy; na co dzień przygotowuje do publikacji niusy i analizy polityczne, ale temat dobrze działającego miasta wciąż ją pasjonuje; czasem publikuje w „Wysokich Obcasach” i „Wolnej Sobocie”; redaktorsko opiekuje się cyklem Zaprojektowane po ludzku

rozumiem
Używamy plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z polityką plików cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce. Korzystając z tej strony wyrażasz na to zgodę.