logo
Strefa architekta - logowanie
EN
ZAWóD:ARCHITEKT
19.03.2024

Doktryna a praktyka

il. Tomek Banach
il. Tomek Banach

Czy architekci są gotowi sprostać wyzwaniom, które stawia przed nimi współczesność? Jak daleko sięga ich odpowiedzialność za otaczającą nas przestrzeń? Czy pod względem etycznym wszystkie decyzje można mierzyć jedną miarą? O zawodowych dylematach rozmawiamy z architektkami Dorotą Sibińską i Małgorzatą Mirecką oraz krytykami architektury Grzegorzem Piątkiem i Marcinem Szczeliną.

Robert Szumielewicz: Jak, Waszym zdaniem, osoby spoza środowiska widzą architektów?

Małgorzata Mirecka: Ze swojego doświadczenia, przede wszystkim jako architekta urbanisty i wykładowcy, wiem, że jesteśmy powszechnie postrzegani jako wykonawcy woli urzędników, rysujący plany takie, jak nakazał zleceniodawca. Aby zmienić ten obraz, trzeba znaleźć kontakt ze społecznością – wymaga to od nas bardzo dużego zaangażowania, edukowania, tłumaczenia, wyjaśniania. Tylko takie podejście może sprawić, że społeczeństwo zechce na nas patrzeć bardziej jak na bezstronnego negocjatora niż reprezentanta interesów np. wójta.

Dorota Sibińska: To, jak nas postrzega społeczeństwo, możemy zobaczyć w rodzimych serialach. Typowy polski architekt to bogaty, dobrze ubrany bufon w luksusowym kabriolecie. W jego biurze obowiązkowo stoi makieta nowoczesnego miasta. Zwykle towarzyszy mu prawa ręka, czyli piękna kobieta, obowiązkowo w szpilkach. Z kolei w pozostałych produkcjach zobaczymy sprawnych i zaradnych celebrytów, którzy w 24 godziny remontują mieszkanie.

Marcin Szczelina: Tak, polska popkultura lansuje obraz architekta jako świetnie zarabiającego i modnie ubranego człowieka. W polskich komediach romantycznych i serialach jest to osoba, która prowadzi dużą pracownię, jeździ drogim samochodem, mieszka w luksusowym apartamencie, chodzi z rulonem projektów i przeżywa rozterki, bynajmniej nie twórcze, tylko miłosne. To samo dotyczy architekta wnętrz, którego w programach telewizyjnych, właśnie typu „Remont w 24 godziny” czy „Pojedynek na wnętrza”, przedstawia się jako sprawnego dekoratora. Zaskakujące i smutne jest jednak to, że choć architektura stanowi najpowszechniejszą ze sztuk (bo wystarczy się rozejrzeć – siedzimy w otoczeniu architektonicznym, zaprojektowanym przez architektów), to o architektach mówi się wciąż za mało albo wcale.

Grzegorz Piątek: Nie dziwi mnie, że w świadomości społeczeństwa architekt funkcjonuje jako osoba bogata. Wynika to z faktu, że branże budowlana i nieruchomościowa są zamożne i zyskowne, ale mało kto zdaje sobie sprawę, że do architekta trafia z tego niewiele. Myślę też, że samego architekta postrzega się jako osobę, która chce narzucić swoją wizję. Obraz mało empatycznego demiurga to pozostałość po pozycji, jaką mieliśmy w połowie XX w. Wtedy, w apogeum modernizmu, dominował wizerunek architekta – inżyniera społecznego, bardzo blisko związanego z politykami, który rozstawia klocki po makiecie i projektuje świat od klamki do aglomeracji. Mimo że dziś przedstawiciele naszej profesji mają dużo mniej do powiedzenia – ich pozycja bardzo się rozmywa, a kompetencje są podzielone między różnych specjalistów – to w społeczeństwie wyobrażenie o architekcie jako demiurgu cały czas mocno się trzyma.

Robert Szumielewicz: Czy skoro w oczach społeczeństwa nasza rola jest tak istotna, to przypisuje nam ono odpowiedzialność za to, jak wygląda otaczająca nas przestrzeń? Czy taka odpowiedzialność rzeczywiście na nas spoczywa?

Dorota Sibińska: Ja bym powiedziała, że – bardziej niż odpowiedzialni za wszystko – jesteśmy wszystkiemu winni. Zdaniem społeczeństwa winę ponosimy przede wszystkim za te kwestie, z którymi ludzie borykają się na co dzień, np. za małą liczbę miejsc parkingowych. Zauważyłam jednak, że jeśli klient pozna architekta, wejdzie z nim w relację i skorzysta z dobrze wykonanych usług, to zaczyna postrzegać go jako osobę niezastąpioną w wielu obszarach, również tych niekoniecznie związanych z jej kompetencjami. Wtedy zyskujemy ogromne zaufanie. Przykładem mogą być sytuacje związane z moją pracą dla gmin – często dostaję od nich pytania o to, jak funkcjonują różne instytucje, jakie są potrzeby dzieci i młodzieży. Czasami czuję się jak źródło wiedzy interdyscyplinarnej, doradzam w bardzo różnych kwestiach, często takich, które nie dotyczą bezpośrednio architektury.

Grzegorz Piątek: Uważam, że na tym właśnie polega dramat zawodu architekta. Z jednej strony jego odpowiedzialność formalnie bardzo topnieje, choćby dlatego, że projektowanie jest coraz bardziej interdyscyplinarne, a jednocześnie coraz bardziej skrępowane przepisami i normami, często nawzajem się wykluczającymi. Architekt musi więc oddawać pole w wielu kwestiach, poruszać się w bardzo ciasnych ramach. Z drugiej jednak strony potrzebny jest taki facylitator, który zna się na wszystkim i umie pogodzić różnych branżystów. To jest ciekawa sprawa systemowa: jak pogodzić fakt, że żyjemy w czasach rozbudowanej specjalizacji i rozdrobnionej odpowiedzialności, z faktem, że potrzebny jest ten jeden omnibus, ktoś, kto znajdzie wspólny język ze wszystkimi uczestnikami procesu inwestycyjnego i będzie umiał wypracować kompromis.

Robert Szumielewicz: Czy architekci są gotowi pełnić interdyscyplinarną rolę omnibusów? Czy studia architektoniczne przygotowują adeptów do tej roli?

Marcin Szczelina: Ja myślę, że nie jesteśmy gotowi. Pandemia COVID-19, podczas której każdy z nas musiał się zatrzymać i bardziej krytycznie spojrzeć na otaczający świat, dobitnie pokazała nam ogrom problemów, przed którymi stoi cała ludzkość. Galopującą katastrofę ekologiczną i pogłębiające się od lat nierówności. Architektura, a co za tym idzie – architekci, nie mogą pozostać neutralni wobec wielkich wydarzeń, w których wszyscy uczestniczymy. Żeby móc się zaangażować, potrzebny jest nam wszystkim szybki kurs z empatii.

Robert Szumielewicz: A czy studia architektoniczne przygotowują do roli przyszłych omnibusów?

Małgorzata Mirecka: Moim zdaniem studenci wychodzą z uczelni przygotowani do tego. Z roku na rok zmienia się program studiów – ostatnio pojawiło się w nim np. projektowanie prośrodowiskowe. Od wielu lat odbywają się zajęcia z etyki zawodu architekta i elementów prawa autorskiego. Teoretycznie studenci są więc edukowani pod kątem światopoglądowym, odpowiedzialności za środowisko czy społeczeństwo. Przy opracowywaniu każdej koncepcji urbanistycznej, zaczynając od projektu osiedla, a na polityce przestrzennej gminy kończąc, mówimy im o wyższości interesu publicznego nad zyskiem indywidualnego inwestora. Ale później przełożenie tego na praktykę zawodową jest niezwykle trudne, bo interesy prywatne bardzo często wygrywają przy uchwalaniu planów miejscowych. Jednak student kończący Wydział Architektury ma świadomość odpowiedzialności za planetę, środowisko, mieszkańców i zna zasady etyki zawodowej. A co się dzieje dalej?

Dorota Sibińska: Zderza się z rzeczywistością. Wszystko zależy, do jakiej pracowni trafi. Jeżeli będzie projektował w sektorze komercyjnym, to wszystkie kwestie, które do tej pory wydawały się ważne, mogą stać się mało istotne i zapomni o tym, czego się nauczył.

Robert Szumielewicz: To jest właśnie ten kluczowy moment – świeżo upieczony absolwent przychodzi do pracy, dostaje projekt, przygotowuje go zgodnie z przepisami, wykorzystując swoją szeroką wiedzę z zakresu ekologii i zasad zrównoważonego rozwoju, problemów społecznych, funkcjonalności budynków oraz estetyki przestrzeni. A deweloper mówi, że nie należy się na tym skupiać, bo PUM jest najważniejszy. Co wówczas powinien zrobić architekt?

Dorota Sibińska: Z perspektywy czasu widzę, że podstawową rolą architekta jest edukowanie klientów i na tym powinien się skupić. Jeśli inwestor okazuje się nieedukowalny, to – zgodnie ze swoim sumieniem – nie biorę w przedsięwzięciu udziału. Taki wybór niestety kosztuje. Ale to ja decyduję, czy pójdę w dobrą stronę i zrobię coś pożytecznego dla innych, czy w złą i w ten sposób im zaszkodzę.

Małgorzata Mirecka: Ja w takich sytuacjach mam zawsze dylemat. Zastanawiam się, czy fakt, że nie wezmę udziału w takim przedsięwzięciu, nie jest w pewnym sensie chowaniem głowy w piasek. Myślę o tym, że później tę samą propozycję otrzyma ktoś, kto być może zrobi to gorzej. A może mi udałoby się jednak przemycić choć odrobinę dobrych praktyk w projekcie. Raz zdarzyło mi się wycofać i teraz tego żałuję.

Robert Szumielewicz: Czy w związku z tym architektów powinna obowiązywać klauzula sumienia?

Grzegorz Piątek: Tak. Absolutne minimum etyczne architekta powinno obejmować rzetelne wykonywanie własnej pracy i odmawianie udziału w projektach wątpliwych pod względem etycznym. Architekt nie powinien też pomagać w obchodzeniu przepisów prawa, co niestety nierzadko się zdarza. Niektórzy umiejętność naginania paragrafów postrzegają wręcz w kategoriach kreatywności.

Dorota Sibińska: Tu się z Tobą nie zgodzę. Uważam, że mamy tak skonstruowane prawo, że wiele zagadnień jest niejednoznacznych. Niektóre są wręcz bez sensu i powinniśmy wykorzystywać potencjał leżący w interpretacji przepisów. Nie ma jednoznacznych wykładni, jak należy odczytać dany paragraf. Oczywiście nie jestem zdania, że wolno nam oszukiwać, bo to wiązałoby się z brakiem poczucia odpowiedzialności za łamanie prawa.

Moim zdaniem przepisy dają nam możliwości szukania różnych rozwiązań. Przykładem może być miejsce projektowane pod instytucję, do której będą zgłaszać się dzieci z trudnych rodzin. Jest to obiekt użyteczności publicznej, więc z planu wynika, że powinno tam się znaleźć 35 miejsc parkingowych na 1000 m2 powierzchni. Szukanie pomysłu, jak zakwalifikować placówkę, aby te wytyczne nie musiały być spełnione, uważam za słuszne. W takim miejscu pracują dwie osoby, a przychodzi do niego kilkadziesiąt potrzebujących dzieci, których nikt nigdy nie podwiezie samochodem. Jest to przykład, gdzie obchodzenie przepisów działa na korzyść społeczeństwa, a także środowiska – walczymy o coś większego.

Grzegorz Piątek: Miałem na myśli sytuacje, w których prawo jest obchodzone dla korzyści finansowych, a ze szkodą dla środowiska czy przyszłych użytkowników.

Robert Szumielewicz: Ale korzyść finansowa również może nie być jednoznaczna. Wyobraźmy sobie biuro projektowe, które jest w trudnej sytuacji, właściciel ma problemy z płynnością, nie dysponuje środkami na wypłaty dla pracowników. Jak, według Was, powinien się zachować, kiedy pojawi się projekt wątpliwy etycznie?

Dorota Sibińska: To są trudne okoliczności, bo w grę wchodzi tu odpowiedzialność za pracowników i ich rodziny. Staram się zawsze wychodzić z założenia, że nie ma sytuacji bez wyjścia, że zawsze jest jakieś rozwiązanie, które pozwoli postąpić w sposób etyczny.

Grzegorz Piątek: Myślę, że łatwiej byłoby etycznie praktykować zawód architekta, gdyby istniał większy wybór metod uprawiania tej profesji. Właściwie już od trzydziestu lat żyjemy w rzeczywistości, w której większość architektów jest przedsiębiorcami i prowadzi własne pracownie albo pracuje w czyjejś. Działamy w skrajnie kapitalistycznych warunkach, gdzie wszystko sprowadza się do rachunku ekonomicznego i opłacalności. Gdyby pojawiły się możliwości praktykowania zawodu w sposób społeczny, gdzie klientem jest właśnie społeczeństwo, sprawa byłaby prostsza. Jeśli nie zostało to odgórnie uregulowane, to trudno oceniać działalność poszczególnych osób. Skoro w Polsce nie istnieje np. sektor mieszkalnictwa społecznego i nie ma polityki mieszkaniowej, architekt jest skazany na projektowanie komercyjnych lokali dla deweloperów. W Polsce są nisze, w których nasi koledzy i koleżanki zajmują się projektowaniem społecznym, tak jak w biurze Doroty, ale jeśli ktoś nie umie sobie takiej niszy stworzyć, to ma bardzo utrudnione zadanie.

Robert Szumielewicz: Oczekuje się od nas (i sami od siebie oczekujemy), że będziemy prezentować szerokie pole widzenia w odniesieniu do różnych problemów społecznych i dostosowywać się do dynamicznie zachodzących zmian w świecie. Często przyjmujemy tę odpowiedzialność bez jakiegokolwiek wsparcia czy to ze strony państwa czy inwestorów. Pracujemy zgodnie z przepisami prawa, jednak prawo nie nadąża za zmianami. Czy w tej sytuacji mamy stosować wysokie standardy etyczne?

Marcin Szczelina: Oczywiście, że tak. Przytoczę przykład, który ostatnio bardzo mnie poruszył. Pewna architektka wnętrz (mająca własny program wnętrzarski emitowany w jednej z telewizji), która prowadzi ze studentami zajęcia z projektowania, wystosowała na Instagramie apel do swoich followersów – potencjalnych osób, których nie stać na projektanta – aby zgłaszali się do niej. Zaproponowała, że jej studenci w ramach zajęć zaprojektują dla tych ludzi mieszkania. Mimo szeroko zakrojonej dyskusji, która rozgorzała wokół tematu, ani wspomniana architektka, ani przedstawiciele szkoły nie widzieli niczego złego w takim procederze. Porównywali go ze współpracą z miastami czy gminami, gdzie studenci otrzymują np. zadanie przeprojektowania holu w szpitalu. A przecież akcja angażowania studentów w projekty obejmujące przestrzeń publiczną to coś zupełnie innego – tu korzyści czerpią obie strony.

Jeśli tak będzie wyglądał przekaz z góry, jeżeli szkoły nie zadbają o dobro przyszłych architektów i nie dopilnują standardów postępowania, to trudno oczekiwać, że nasz zawód będzie szanowany. Co możemy zrobić w takiej sytuacji? Chyba tylko głośno o tym mówić.

Robert Szumielewicz: W podobny sposób działa państwo, które najpierw kształci architektów, a później rozdaje ludziom za darmo gotowe projekty. Czyli wszyscy dostają sygnał „z góry”, że architekt jest niepotrzebny.

Marcin Szczelina: Niektóre projekty domów, będące w dyspozycji państwa, zostały stworzone przez rozpoznawalne w środowisku pracownie. Co należałoby zrobić w takiej sytuacji? Moim zdaniem instytucje, takie jak IARP czy SARP, powinny sprawdzać, czy biura lub osoby uczestniczące w konkursie na tego rodzaju projekt są ich członkami, i publicznie dać wyraz temu, że nie pochwalają ich postępowania. Przy takim stanowczym komunikacie jest szansa, że pracownie, które chcą być dla społeczeństwa opiniotwórcze, nie podejmą takich działań.

il. Tomek Banach
il. Tomek Banach

Robert Szumielewicz: Etyczne dylematy architektów związane są nie tylko z samym projektowaniem. Mam na myśli np. sytuację, w której architekt zostaje zaproszony do udziału w kongresie w Dubaju dotyczącym wpływu budownictwa na zmiany klimatyczne. Jedni pojadą w takie miejsce, bo widzą w tym szansę na zaprezentowanie swojego proekologicznego stanowiska. Inni kategorycznie odmówią udziału, mimo możliwości autoprezentacji i zdobycia nowych zleceń, które daje udział w takim przedsięwzięciu.

Dorota Sibińska: Ja mam do dzisiaj problem z sytuacją, kiedy to w na początku naszej działalności wygraliśmy konkurs na ambasadę Arabii Saudyjskiej. Wtedy nie myślałam o tym przedsięwzięciu w kategoriach etyki, widziałam w tym przede wszystkim ogromną szansę. Dopiero później dotarło do mnie, że swoją pracą w pewnym sensie wsparłam państwo, w którym kobiety nie mają należytych praw. I czułam się z tym bardzo źle. Wydaje mi się, że teraz nie wzięłabym udziału w takim konkursie. Ale to pokazuje perspektywę młodej dziewczyny, młodego biura – w tamtym czasie nie myśleliśmy, że robimy coś wątpliwego etycznie.

Grzegorz Piątek: Trudno odpowiadać za swoje decyzje sprzed 20 lat, bo nasza świadomość się zmienia. Rozumiem też, że młodzi architekci są głodni ciekawych, prestiżowych zleceń. Nie możemy jednak pozwolić, aby wyrozumiałość dla czyichś błędów młodości powodowała, że rozgrzeszymy również przypadki, gdzie w nieetycznych, niedopuszczalnych przedsięwzięciach uczestniczą pracownie z dorobkiem, które nie muszą tego robić. A w Polsce można wskazać na to wiele przykładów.

Marcin Szczelina: Architekci mają obecnie świadomość tego, co jest dobre, a co złe. Jeszcze dziesięć lat temu nie postrzegano budowy ogromnych domów jednorodzinnych w kategoriach postępowania nieetycznego. Teraz już chyba nikt nie ma wątpliwości, że w kontekście zmian klimatycznych takie projekty nie są etyczne. To jest wybór – można podjąć takie zlecenie lub z niego zrezygnować.

Do wątku o Arabii Saudyjskiej chciałbym jeszcze dodać, że istnieje wiele polskich pracowni, które mają tam swoje biura i ich głównym celem jest działanie na tamtejszym rynku. A co mnie przeraża najbardziej – są dumni, że ich projekty mogą być właśnie tam realizowane. Moim zdaniem w obecnej sytuacji nie ma już miejsca na ego architektów. Architekci muszą współpracować. Nie mamy już czasu, aby tylko o tym mówić.

Robert Szumielewicz: Architektom może być trudno przestawić się na współpracę, bo od pokoleń wpajano im, że to ego jest najważniejsze. Jak obecnie na uczelni wygląda podejście wykładowców do prymatu dzieła nad okolicznościami?

Małgorzata Mirecka: To bardzo indywidualna kwestia – zależy od tego, kto uczy. Jeśli osoba o dużym autorytecie i dorobku, z tytułem profesora, to najczęściej stara szkoła zwycięża. Ale program studiów ewoluuje, teraz zaczął obowiązywać tryb jednolity z nowym programem realizowanym również przez nowe osoby, a one na tę kwestię zapatrują się zwykle już w inny sposób. Ego jest oczywiście potrzebne w działalności architekta, ale coraz częściej mówi się głośno, że potrzebna jest też pokora.

Grzegorz Piątek: Może architekt powinien prowadzić taką podwójną grę? Wiedzieć, że jest bardziej facylitatorem, negocjatorem, ale nadal pielęgnować wizerunek twórcy i w ten sposób budować swój prestiż?

Marcin Szczelina: Ja uważam, że młodzi ludzie powinni mieć na studiach możliwość budowania kosmosu. To jedyna okazja, kiedy mogą to zrobić. Jest to czas, w którym należy w jak największym stopniu pobudzać kreatywność. I nie ma we mnie przekonania, że to odpowiedni moment na wpajanie pokory.

Robert Szumielewicz: Skoro mamy świadomość, że należy mniej budować, to może i mieszkania powinny być mniejsze? Czy zatem powinniśmy podejmować się projektu adaptacji np. budynku biurowego z lat 70. na mieszkania, których metraż będzie znacznie mniejszy niż standardy, do których przyzwyczaili się w ostatnich latach klienci? Może mikroapartamenty to jednak dobry kierunek?

Grzegorz Piątek: W kwestii mieszkaniowej problemem nie jest metraż. Ważne, w jakim celu buduje się takie lokale. Czymś innym były małe mieszkania modernistyczne, a także te zaprojektowane przez Barbarę Brukalską czy Halinę Skibniewską lub budowane według normatywów gomułkowskich – tu chodziło o to, aby jak najwięcej ludzi dostało mieszkania jak najmniejszym kosztem. Realizowane obecnie mikroapartamenty służą czemuś zupełnie odmiennemu – nie chodzi o to, by zapewnić bytowe minimum milionom, tylko żeby garstka inwestorów pomnażała kapitał.

Robert Szumielewicz: W kwestii mieszkaniowej państwo zupełnie się poddało. Polityka mieszkaniowa de facto nie istnieje. Nie buduje się mieszkań na wynajem, które mogłyby się stać alternatywą dla zakupu własnego lokum. Czy my, jako architekci, powinniśmy propagować budownictwo społeczne? Czy mamy realny wpływ na zmianę tej polityki?

Dorota Sibińska: Możemy tylko edukować. Korzystać z okazji, takich jak spotkania z włodarzami. Opowiadać im o dobrych rozwiązaniach i pomysłach.

Uważam, że powinna istnieć taka polityka mieszkaniowa, żeby każdy budujący osiedla deweloper, w każdym budynku mieszczącym powyżej stu mieszkań, jedno z nich przekazywał dzielnicy po preferencyjnej cenie. Z przeznaczeniem na mieszkanie komunalne. Z takiej sytuacji byłoby dużo korzyści, bo podczas budowy osiedla deweloper zadbałby o infrastrukturę dla wszystkich, co finansowo odciążyłoby gminę. Nie musiałaby ona bowiem tworzyć nowej infrastruktury dla mieszkańców lokali komunalnych. Dodatkowo wpływałoby to na różnorodność społeczną. W ten sposób miasta mogłyby pozyskiwać mieszkania na wynajem i nie skupiać się na programach tanich kredytów, które psują i tak już trudny rynek.

Robert Szumielewicz: Jakie jeszcze inicjatywy, Waszym zdaniem, przysłużyłyby się podnoszeniu rangi architekta?

Dorota Sibińska: Nie możemy działać w zamkniętych środowiskach. Architekci muszą wyjść do ludzi, oswajać ich, pozwolić, żeby nas poznali. Aby tak się stało, trzeba coś dla tych ludzi zrobić. Od lat myślę o konkursie studenckim na modernizację wnętrz tysiąclatek. Studenci mogliby zaprojektować nowe wnętrza sal lekcyjnych, które w tym typie szkół są powtarzalne, następnie opracowywaliby je i realizowali w swoich miastach według określonych stawek. Miałoby to wymiar edukacyjny na wielu szczeblach społeczeństwa, zaczynając od dzieci, które w tych placówkach się uczą. Przerabianie szkół to bardzo trudna praca, ale efekt i radość uczniów, nauczycieli, rodziców te trudy rekompensują. Satysfakcja z realizacji takich projektów jest ogromna, a dodatkowo – jako środowisko – moglibyśmy się pokazać z tej lepszej strony.

Grzegorz Piątek: Myślę, że istotna jest też edukacja wewnątrz środowiska. Powinniśmy skupić się na promocji osób czy biur, które wykonują takie społeczne projekty.

Robert Szumielewicz: Jak Wy, jako krytycy architektury, widzicie swoją rolę w promowaniu architektury i zawodu architekta?

Marcin Szczelina: Właśnie w tym celu stworzyłem magazyn, w którym rozmawiam z architektami. Efektem pracy architekta jest budynek, ale ja chcę poznać emocje, porozmawiać o decyzjach, które zostały podjęte w trakcie projektowania, żeby zrozumieć, dlaczego ten budynek wygląda tak, a nie inaczej. Zawód architekta bardzo się zmienia, staje się on bardziej mediatorem i musi nie tylko projektować, ale również poruszać się między grupami, które mają różne interesy. Jest miasto, społeczeństwo, są urzędy, autorzy oddolnych inicjatyw. Budynek można uznać za dobry, kiedy jak najwięcej tych grup jest zadowolonych. Zrozumienie, że nie wszystkie decyzje są zależne od architekta, pozwala też lepiej zrozumieć efekt, czyli powstały obiekt. Myślę, że takie powolne tłumaczenie zjawisk i procesów wpływa na odbudowywanie zaufania do architektów.

Grzegorz Piątek: Ja mniej niż kiedyś zajmuję się bieżącą krytyką, ale nawet kiedy piszę o przeszłości, staram się wyławiać pozytywne, inspirujące przykłady. Jeśli będziemy pisać historię architektury jako historię natchnionych architektów, którzy dla wielkich mecenasów zbudowali wyjątkowe pałace, świątynie i gmachy, to siłą rozpędu podobne będą wzorce na przyszłość. Dlatego w książce o Gdyni rozpisywałem się nie tylko o luksusowych kamienicach, ale również o próbach budowy tanich mieszkań. Żeby wskazać takich bohaterów, takie przykłady, które dowodzą, że się da, nawet w mało sprzyjających warunkach, zawalczyć o lepsze miasto dla mas, a nie tylko dla dygnitarzy i bogaczy.

il. Tomek Banach
il. Tomek Banach

Robert Szumielewicz: Jaki apel wystosowalibyście do polityków? Od czego byście zaczęli?

Grzegorz Piątek: Postulowałbym odrynkowienie naszej rzeczywistości. Tłumaczyłbym, że jeśli w wielu dziedzinach życia, w tym w projektowaniu i budowaniu, mniej spraw byłoby podporządkowanych pomnażaniu kapitału, to stworzyłoby to większe możliwości dla wszystkich.

Dorota Sibińska: Ja powiedziałabym im, że architekt jest jak lekarz – leczy miasto z choroby. Dobry architekt je wyleczy, zły zabije. Zwróćcie uwagę na nasze kompetencje.

Małgorzata Mirecka: Ja wtedy bym dodała, że leczenie tego pacjenta jest niezwykle trudne, dlatego że przestrzeń raz zepsuta pozostanie taka na wiele lat. Bardzo trudno ją naprawić, a czasem okazuje się to wręcz niemożliwe. Dlatego tak istotne jest działanie od podstaw, powszechne edukowanie już najmłodszych o tym, jak cenne jest otaczające nas środowisko, również to zbudowane.

Marcin Szczelina: Ja bym powiedział, że za wszystkim, co powstaje – za każdym przystankiem, budynkiem – stoją konkretne osoby, ich kompetencje, wiedza, i dlatego głos architektów jest warty uwagi podczas podejmowania działań przez osoby decyzyjne.

Robert Szumielewicz: A ja mam taki apel, żeby politycy wyszli ze swoich gabinetów na ulice miast i zobaczyli, gdzie i jak żyją. Wtedy będzie im łatwiej zrozumieć, że od tego, w jakiej przestrzeni żyjemy, zależy nasze szczęście. Chciałbym też, aby wreszcie zaczęli słuchać ekspertów z różnych dziedzin – architektów, urbanistów, socjologów, ekologów – którzy wiedzą, czego potrzeba, by ludziom żyło się lepiej.


MAŁGORZATA MIRECKA

architektka urbanistka łącząca naukę z praktyką, związana na stałe z Wydziałem Architektury Politechniki Warszawskiej; zainteresowania zawodowe koncentruje na szeroko pojętym rozwoju miasta; doświadczenia praktyczne wykorzystuje w publikacjach będących wynikiem prac badawczych; członkini TUP, Rady Naukowej Kampinoskiego Parku Narodowego, licznych miejskich i gminnych Komisji Urbanistyczno-Architektonicznych, obecnie przewodnicząca MKUA w Warszawie i GPKUA w Piasecznie; Rzeczoznawca Towarzystwa Urbanistów Polskich w zakresie planowania miejscowego


GRZEGORZ PIĄTEK

architekt, krytyk i historyk architektury; absolwent Wydziału Architektury Politechniki Warszawskiej; w latach 2005–2011 był redaktorem pisma „Architektura-murator”, a w latach 2011–2019 członkiem zarządu Fundacji Centrum Architektury; od 2018 r. zasiada w jury konkursu o Nagrodę Architektoniczną Prezydenta m.st. Warszawy; kurator wielu wystaw i projektów artystycznych; autor książek o architekturze; laureat licznych nagród, w tym Nagrody Literackiej Nike Czytelników oraz Nagrody im. Jerzego Giedroycia za książkę Gdynia obiecana. Miasto, modernizm, modernizacja 1920–1939


DOROTA SIBIŃSKA

architektka, absolwentka Wydziału Architektury i Urbanistyki Politechniki Warszawskiej; od 2004 r. prowadzi wraz z Martą Nowosielską i Filipem Domaszczyńskim własną pracownię projektową xystudio, specjalizującą się w projektowaniu obiektów przeznaczonych dla najmłodszych; laureatka wielu nagród architektonicznych, jej projekty otrzymały nominacje do europejskiej nagrody im. Miesa van der Rohe; skupiona na potrzebach człowieka, promuje architekturę odpowiedzialną społecznie


MARCIN SZCZELINA

krytyk i kurator architektury; wydawca i redaktor naczelny magazynu „Architecture Snob”; od 2014 r. ekspert europejskiej nagrody Miesa van der Rohe; juror i członek Rady Doradczej Pawilonu Czeskiego na Biennale Architektury w Wenecji w 2023 r.; ekspert Climate Leadership Programme pod auspicjami UN Environment Programme ONZ; laureat nagrody Property Design Awards 2017 za działalność na rzecz polskiej architektury; współtwórca projektu Let's talk about garbage, prezentowanego na głównej wystawie Biennale Architektury w Wenecji w 2016 r. i w Parlamencie Europejskim w Brukseli

rozumiem
Używamy plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z polityką plików cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce. Korzystając z tej strony wyrażasz na to zgodę.