logo
Strefa architekta - logowanie
EN
ZAWóD:ARCHITEKT
19.03.2023

Co nowego z Polską Polityką Architektoniczną?

il.: nuonuo.
il.: nuonuo.

Źródło: Z:A 1(31)/2013

Przede wszystkim „aktualny meldunek z trasy”: są pewne efekty! Może jeszcze skromne, ale są. Na wspólnym posiedzeniu sejmowych Komisji Infrastruktury oraz Komisji Samorządu Terytorialnego, 6 grudnia, został uchwalony dezyderat do Prezesa Rady Ministrów w sprawie powołania zespołu międzyresortowego do pracy nad rządowym projektem PPA.

Wprawdzie do dziś brak jeszcze odpowiedzi rządu, jednak sam fakt jednogłośnego, aprobującego przyjęcia przez członków obydwu komisji postulatu autorów społecznego projektu polityki architektonicznej należy uznać za istotny sukces. Prawdę mówiąc, nigdy do tej pory nie było sytuacji, w której jakikolwiek głos środowiska architektów i urbanistów byłby zauważony na forum sejmowym. A fakt, że praca nad projektem PPA była prowadzona wspólnie przez przedstawicieli SARP, Izby Architektów i TUP, sprawia, że są w nim reprezentowane poglądy całego środowiska.

Wróćmy jednak do merytorycznych elementów polityki architektonicznej. Jej pierwszym i podstawowym przesłaniem jest stwierdzenie, że krajobraz, przestrzeń publiczna i architektura są trzema integralnie powiązanymi strefami stanowiącymi zarówno społeczne oraz kulturowe otoczenie człowieka, jak i środowisko, w którym przebiegają procesy gospodarcze. Dlatego jest jasne, że chaotyczne zarządzanie przestrzenią ma zdecydowanie negatywny wpływ i na warunki życia, i na efektywność gospodarki.

Tego właśnie dosyć oczywistego faktu nie mogą lub też nie chcą zrozumieć lobbyści środowiska deweloperów, uporczywie szukający uproszczenia procesów inwestycyjnych poprzez dążenie do usunięcia wszelkich narzędzi regulacji przestrzeni. Cel, jaki starają się osiągnąć, czyli ułatwienie inwestowania, powinien być realizowany poprzez ograniczenie biurokracji, a nie przez rezygnację z narzędzi tworzenia ładu przestrzennego. W dziedzinie organizacji przestrzeni, podobnie jak w kwestii ruchu drogowego, żadna „liberalizacja” nie jest do przyjęcia. Tu niezbędny jest porządek.

Społeczny projekt Polskiej Polityki Architektonicznej wykazuje absurdy naszej rzeczywistości i wskazuje kierunki rozwiązań. A więc...

Przestrzeń w rękach prawników

Zarządzanie przestrzenią, jak każdą inną dziedziną, wymaga profesjonalizmu. Decyzje muszą być podejmowane przez osoby zawodowo przygotowane do tego celu, a więc znające struktury przestrzenne i mechanikę ich kształtowania.

Formułowanie prawa dotyczącego zasad organizacji przestrzeni i sposobu zabudowy nie może dalej pozostawać jedynie w rękach osób o wykształceniu prawniczym, ponieważ obecny chaos w tej dziedzinie jest konsekwencją uzyskanego przez nie wpływu w okresie przemian ustrojowych w Polsce. Skutkiem ich niekompetencji powstał wówczas zbiurokratyzowany system decyzyjny, w którym nie liczyły się względy merytoryczne, ale kruczki formalne. Znakomitym przykładem było wmówienie urbanistom, że tylko jedna skala planu zagospodarowania może mieć moc prawną. A wystarczyłoby wybrać się do Berlina, by się przekonać, że to bzdura.

Profesjonalizm nie na rękę władzy

Kolejnym idiotyzmem było wykluczenie merytorycznego wpływu architekta miasta czy gminy na formę ważnego dla przestrzeni publicznej projektu. Tymczasem każdy rozsądny projektant wie, że proces projektowy to dialog, a nie „swobodna wypowiedź”.

Oczywiście do sensownego dialogu potrzebny jest odpowiedni zasób wiedzy i dlatego niezbędny jest architekt miejski (lub gminny) o wysokich kwalifikacjach. Takich, aby był w stanie ocenić wartość projektu i ewentualnie dopowiedzieć coś, co nie zostało do końca określone w zapisie planu, a nie po to, aby sprawdzać przecinki i liczyć strony.

Jednak w wielu przypadkach taki profesjonalizm jest nie na rękę lokalnej władzy, ponieważ odbiera jej możliwość dokonywania manipulacji przynoszącej zyski. Tu można się posłużyć aktualnym przykładem z okolic Kazimierza Dolnego, gdzie miejscowi radni przygotowują gigantyczną operację wniosków o lokalizacje wiatraków na całej serii działek będących ich własnością, co stworzy szanse wzbogacenia się kosztem destrukcji unikalnego krajobrazu.

Klinicznym przykładem zniszczenia krajobrazu przez zamierzoną anarchię zabudowy jest Podhale. Tu, jak mówi, według relacji Zenona Remiego, wójt pewnej gminy: „Bo wicie, Ponie, u nas to się to prawo budowlane jakosi nie przyjęło, haj…”.

Jakie są i będą ekonomiczne skutki takiej sytuacji? Kreatorzy chaosu odniosą pewne korzyści na krótką metę, jednak podcinają gałąź, na której siedzą. Bo jakich turystów ściągnie okolica, gdzie nie widać gór zza ściany sześciokondygnacyjnych „pensjonatów” bez windy i z jadalnią w piwnicy? Przecież to w naturalny sposób wypycha turystów na Słowację i do Austrii.

Miasto nie potrzebuje architekta

Czyżby? Wymownie świadczy o tym przykład wielkiej i dynamicznie oraz chaotycznie rosnącej europejskiej metropolii, jaką jest Warszawa. Jej władze od wielu lat konsekwentnie ignorują zarówno potrzebę takiego stanowiska, jak i w ogóle opinię profesjonalistów na temat przestrzeni (miejska komisja architektoniczno-urbanistyczna ma charakter jedynie formalny).

Jakie są konsekwencje takiego stanu rzeczy? Wystarczy popatrzeć na to, co się dzieje w przestrzeni. Chaotycznie wyrastające wieżowce symbolizują potęgę biznesu, a że dewastują przy tym historyczne założenia (patrz np. os. Belweder), to absolutnie nie martwi nikogo z władz miejskich, ponieważ pojęcie kultury przestrzeni jest im obce. W końcu nikt ich tego nie uczył ani w szkole, ani na studiach, nie mogli się o tym dowiedzieć także z mediów...

W rozumowaniu władz liczy się jedynie pieniądz. To jest kryterium podstawowe. Szkoda, że jedyne i nie do końca rozumiane. Zgodnie z nim to, co się liczy w planie zagospodarowania centrum, to maksymalna liczba wieżowców, jakie można tam wcisnąć.

Powstająca w ten sposób szczerbata koronka raczej byle jakich (z wyjątkiem biurowca Rondo – dzieła SOM) brył, w części okaleczonych (kulawy hotel Intercontinental i bezsensownie ucięta oraz tandetnie oklejona płytami elewacyjnymi mieszkaniówka Libeskinda) kreuje chaotyczne otoczenie coraz bardziej znakomitego na tym tle budynku Rudniewa.

Ludzie też nie interesują urzędu

Przypadkowe wieżowce to jedno, ale gorzej, że dziejące się u stóp tego „lasu” wydarzenia także nikogo specjalnie nie obchodzą. Tam kłębi się mrowisko. Z różnych podziemnych dziurek suną sznurki mróweczek i dokądś się udają. A to z Dworca Centralnego czy z Dworca Śródmieście, a to ze stacji metra Centrum, a to z przystanków autobusów i tramwajów… Może 300 może 500 tysięcy mróweczek dziennie sunie tą trasą rano w jedną, a wieczorem w drugą stronę. Na tej trasie są schody, nierówny bruk i jeszcze raz schody...

To jest najbardziej uczęszczany pieszy ciąg w Polsce! Może niewiele na nim osób na wózkach, bo muszą unikać tego toru przeszkód, ale za to ustawicznie słychać tu turkot walizek ciągniętych po wybojach koślawej kostki. Fakt, że to kompletnie nie obchodzi władz miasta, to już nie jest tylko lekceważenie estetyki przestrzeni. To lekceważenie wysiłku tych setek tysięcy osób, które codziennie się tędy przedzierają.

Gdyby to było w Barcelonie, Paryżu albo Tokio, to cała trasa zostałaby rozwiązana jako ruchomy chodnik poprowadzony poniżej poziomu terenu i bezkolizyjnie przekraczający ulicę Emilii Plater. Stałoby się tak dlatego, że liderzy tych miast rozumieją potrzebę kreowania przyjaznej przestrzeni nie tylko ze względów humanitarnych, lecz także ekonomicznych. Bo tworzenie takiej przestrzeni jest bardzo opłacalne. Doceniają ją nie tylko mieszkańcy, lecz także turyści i inwestorzy.

To, co się dzieje w centrum Warszawy, stanowi kolejny argument przemawiający za tym, że przesłanie projektu Polskiej Polityki Architektonicznej dotyczące konieczności profesjonalnego, a nie biurokratycznie sformalizowanego zarządzania przestrzenią powinno być uwzględnione.

Tym bardziej że podobne zjawisko występuje w złej relacji przebudowywanych dworców z tkanką miasta, zarówno w Katowicach, jak i w Poznaniu.

Decyzje przestrzenne nie mogą być podejmowane przez polityków bez wysłuchania opinii architektów i urbanistów, i oczywiście bez wysłuchania opinii społecznej. Gdyby powstały rzetelne założenia programowe dla miejscowego planu zagospodarowania, to waga wymogów przyjaznej przestrzeni byłaby zdecydowanie większa niż chętka na dodatkowe tysiące metrów kwadratowych biur za wszelką cenę.

System zamówień publicznych, czyli marnotrawstwo

Bardzo trudno jest zrozumieć, czym kierowali się autorzy odpowiedzialni za funkcjonujący obecnie w Polsce system zamówień publicznych oparty na decydującym kryterium najniższej ceny, które z żelazną konsekwencją wymusza substandardy jakościowe i generuje marnotrawstwo pieniędzy publicznych.

W tej materii rok 2012 dostarczył katastrofalnych przykładów. Tu już nie chodzi tylko o to, że dzięki temu kryterium codziennie rozstrzygane są przetargi na podstawie oszukańczo zaniżonych cen na projekty budynków i przestrzeni publicznych, bo nikt poza ich autorami nie zdaje sobie sprawy z utraty potencjalnej jakości. Tu nagle okazało się, że dzięki takiemu sposobowi rozstrzygania przetargów Polska ponosi kilkusetmilionowe straty w wielkich inwestycjach infrastrukturalnych, czego dowodzą skandale na budowach autostrad czy lotniska w Modlinie.

Tak są marnotrawione publiczne pieniądze, ale brak jest śmiałka, który odważyłby się wprowadzić zasady rozstrzygania przetargów stosowane w krajach Europy rozumiejących, że podstawową zasadą oszczędności jest unikanie marnotrawstwa.

Dlatego projekt PPA wielokrotnie wykazuje, że głównym celem systemu zamówień publicznych powinno być osiąganie wysokiej jakości rozwiązań przestrzennych warunkującej jakość życia i sprawność gospodarki.

Struktura planowania i inwestowania

Chaos polskiej przestrzeni jest bezpośrednim efektem wadliwej organizacji zarządzania nią. Na poziomie krajowym trwa nieustająca żonglerka modelami rozwoju różnych ośrodków i regionów, których wpływ na rzeczywistość ogranicza się do samozadowolenia autorów.

Nie może być inaczej, bo pomysły zmieniają się co 2–3 lata, a procesy przemian przestrzennych i tak są uwarunkowane spontanicznymi tendencjami rozwojowymi. Nie ma więc przemyślanej dalekosiężnej koncepcji, konsekwentnie wdrażanej, bo wszystko zależy od krótkookresowej koniunktury politycznej.

Na tym tle trzeba jednak wyraźnie podkreślić znaczenie tzw. celu szóstego Koncepcji Przestrzennego Zagospodarowania Kraju, czyli przywracania i tworzenia ładu przestrzennego oraz wzmianki o projekcie Polskiej Polityki Architektonicznej. Natomiast na poziomie regionalnym sytuacja bywa absurdalna. Najlepszym przykładem jest tu casus aglomeracji warszawskiej.

Potrzeba zarządzania całością aglomeracji, a nawet regionu miejskiego, jest znana i praktykowana w całej Europie. Jednak nie nad Wisłą. Tu osobno planuje się Warszawę, a osobno tzw. obwarzanek, bo taki jest podział administracyjny. Co z tego wynika? Oczywiście pełna dezintegracja funkcjonalna i przestrzenna. Nie da się bowiem właściwie skoordynować rozwoju układu posiekanego na tyle jednostek samorządowych przy braku zdolnej do tego organizacji.

We Francji ten problem został rozwiązany, ponieważ cała aglomeracja ma swoje władze. U nas decyduje jednak partykularyzm i tego absurdu nie da się przezwyciężyć z przyczyn politycznych.

A konsekwencją tego stanu rzeczy jest brak strategii, która mogłaby zahamować zjawisko rozlewania się zabudowy na coraz większym obszarze. Zjawisko sprzeczne ze wszystkimi regułami rozwoju zrównoważonego i nieproporcjonalnie bardziej niebezpieczne dla przyszłości niż zaniknięcie jakiegoś rodzaju skorupiaka, skutecznie chronionego przez europejskie prawo. Ale w tej sprawie Unia Europejska nie jest w stanie nakazać nam rozsądku.

* * *

I dlatego projekt PPA mówi o potrzebie całościowego rozwiązywania problemów kształtowania przestrzeni, co rzecz jasna wymaga budowania koncepcji integrujących pola poszczególnych resortów i struktur terytorialnych, tak jak dzieje się w wielu krajach Unii Europejskiej.

Temat ten wymagałby jednak szerszego omówienia, być może w kolejnym tekście dotyczącym problematyki PPA.

Dla przypomnienia autorami projektu PPA są: Grzegorz Buczek, Andrzej Chwalibóg, Krzysztof Chwalibóg, Marcin Gawlicki, Jerzy Grochulski, Andrzej Kaliszewski, Andrzej Kiciński, Jacek Lenart, Dariusz Śmiechowski, Przemysław Wolski, współpraca: Marek Budzyński, Grzegorz Chodkowski, Jeremi Królikowski. ■

Piśmiennictwo:

1. D. Szwed, Inny Wrocław jest możliwy? Zielono-lewicowe koncepcje polityki miejskiej, red. M. Syska, Wrocław 2010, s. 16.

2. Biuletyn Prawny Komendy Głównej Policji, nr 1/2007, online: http://lex.pl/czasopisma/bpkgp/art_140_kw.html (data dostępu: styczeń 2013).

3. P.I. Kalwas, Dom, Warszawa 2001.


Krzysztof Chwalibóg (1940–2023)
architekt IARP, od 2002 r. członek MAOIA RP, inicjator powołania Polskiej Rady Architektury i jej przewodniczący w latach 1996–2023

rozumiem
Używamy plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z polityką plików cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce. Korzystając z tej strony wyrażasz na to zgodę.